Konkurs "O czym śpiewają ptaki?"- prace nagrodzone. Kategoria opowiadania.
"Wyprawa do lasu"
Wojtek jest miłośnikiem przyrody, a szczególności uwielbia ptaki. Dlatego też na urodziny dostał lornetkę. Jego radość na widok prezentu nie miała granic.
Już następnego dnia wybrał się do lasu, żeby obserwować ptaki. Będąc w połowie drogi, zauważył mały dołek w ziemi. Domyślił się, że to gniazdo ptaka, dlatego przyczaił się w krzakach i postanowił na niego zaczekać. Okazał się wielkim szczęściarzem, już po pięciu minutach do gniazda przyleciał krwawo dziób. Jednak był to tylko chwilowy przylot, bo w parę minut znalazł się w powietrzu. Ujrzenie takiego ptaka to dla Wojtka radość nie do opisania, jako znawca dobrze wiedział, że jest to bardzo rzadki gatunek. Jednak żałował jednego, mianowicie tego, ze nie wziął ze sobą notesu, żeby notować wygląd i zachowanie ptaków ich naturalnym środowisku. Postanowił więc, że wróci jutro.
Następnego dnia jednak nie miał tyle szczęścia. W miejscu, w którym poprzedniego dnia zaobserwował krwawo dzioba już ptaka nie było. Trochę go to zniechęciło, ale wiedział, że tego ptaka nie widzi się codziennie. Ruszył w daleką podróż. Tym razem doszedł do lasu, gdy jego uwagę odwrócił charakterystyczny dźwięk dla sokoła wędrownego. Szybko go zauważył i zaczął biec za nim. Okazało się, że był to samiec, który niósł do gniazda pokarm dla piskląt. Pokarmem była kawka. Wojtek zauważył, że w gnieździe były cztery ptaszki. Szybko wyciągnął notes i zaczął notować. Zapisał, że sokół wędrowny jest prawie cały pokryty białym upierzeniem, jedynie na ogonie pojawiają się, czarne pióra. Zauważył też, że gniazdo znajduje się na wysokim drzewie w otoczeniu drzew dębowych. Nagle zobaczył, że sokół znów odlatuje. Wojtek jednak przystanął, gdyż uznał, ze może się stać coś ciekawego. I tak też się stało. Kiedy sokół był jeszcze niedaleko gniazda, zaczął swoją pieśń, a brzmiała ona tak "gęk-gęk-gęk". Potem zaczął krążyć nad gniazdem i śpiewać ?kwik-kwik?. Szedł długo, zanim ujrzał jakiegokolwiek ptaka, ale już niedługo uznał, ze się opłaciło, bo był to dzięcioł czarny, który drążył dziurę w drzewie zapewne na dziuplę. Przy okazji zjadł larwy, które wylatywały spod kory drzewa. Wojtek znów zaczął notować . Zanotował, że jego głowa jest koloru czerwonego, a reszta ciała koloru czarnego. Za to dziób i szpony są srebrne. Można było się domyślić, że szuka partnerki, bo co chwilę było słychać jego pieśń godową. Wojtkowi bardzo to się podobało, ale zaczynało się robić ciemno, więc musiał zacząć wracać, a po zatem w ciemnościach notować się nie da, a Wojtek nie lubił być w nocy w lesie.
Kiedy był w trakcie podróży powrotnej zauważył lecącego ponad konarami drzew puchacza, który wyruszył na nocne łowy. Wojtek uznał, że tego dnia nie zamieni na żaden inny. Zdarzenia jakie zaszły tego dnia tylko utwierdziły go w przekonaniu, że chce zostać ornitologiem.
Mateusz Szczęsnowski
"O czym śpiewają ptaki"
Jestem sobie głuszec, mieszkam w Gorcach. Jestem duży, wielkości indyka. Mój wygląd mnie zachwyca. Mam żółty zakrzywiony dziób i figlarną czerwoną kropkę wokół oka. Korpus jest cały czarny z długimi szarymi cętkami. Skrzydła mam w kolorze brązowym z przepięknymi białymi plamkami. Ale moją największą dumą jest długi, czarny z białymi plamkami, zakrzywiony ku górze ogon. Gdy jest zima, wokół palców wyrastają mi drobne piórka, które umożliwiają mi chodzenie po śniegu, sprytne, prawda?
Moja żona jest mniej kolorowa, nad czym ubolewa, bowiem jej piórka są brunatne z niewielkimi białawymi plamkami.
Mieszamy nad potoczkiem w szarym borze otoczonym rozłożystymi drzewami. Las daje nam pożywienie, pyszne jagody, zioła, ziarna. W nocy śpimy na drzewach.
Tyle tytułem wstępu. Teraz opowiem wam historię z czasów, jak byłem młodym kogutem, kawalerem. Kończyła się zima, był koniec marca, poczułem, że muszę wzlecieć hen wysoko, na najwyższe drzewo i śpiewać z całych sił.
Wyskoczyłem więc i zacząłem tokować. Och, jak cudownie brzmiał mój śpiew. Tokowałem i tokowałem, skakałem z gałęzi na gałąź, rozpościerałem mój piękny ogon. Trwało to długo, śpiewałem tak przez cały kwiecień. Byłem głuchy na wszystko co wokół.
W końcu zobaczyłem ją, najpiękniejszą ze wszystkich samic, jakaż była wspaniała, wsłuchiwała się w zachwycie w mój śpiew. Wiedziałem, ze to ta jedyna, najukochańsza. Zostaliśmy parą. Moja luba uwiła gniazdo pod korzeniem sosny, cudny przyszły dom dla naszych dzieci. W gnieździe złożyła osiem jajeczek i długo na nich siedziała, ogrzewała je własnym ciałem. Była bardzo cierpliwa, aż tu po dwudziestu siedmiu dniach wylęgły się nasze dzieci. Śliczne, puszyste kuleczki. Oj, te nasze głodomorki dużo jadły i szybko rosły, żona miała z nimi dużo pracy, pilnowała gniazda dzień i noc. Ja, dumny tatuś uczyłem je fruwać i po trzech tygodniach umiały mnie naśladować, moje zuchy! Niestety, niedługo potem nas opuściły, taki to już los rodziców, dzieci wyfruwają z gniazda.
Gdy wychowaliśmy nasze młode, bardzo mnie zaciekawiło potomstwo sąsiadki, niby podobne do naszych maluchów, ale ciut inne. I co się okazało? Pani kura (tak nazywa się pani głuszec) znalazła sobie męża cietrzewia. Ich młode, choć piękne, niestety nigdy nie będą miały swoich dzieci. Takie pisklęta zwie się skrzekotami. Ale wróćmy do nas, szczęśliwych i dumnych rodziców. Nasze dzieci rozpierzchły się po lesie, a my mogliśmy wtedy odpocząć i cieszyć się pięknem otaczającej przyrody.
Mikołaj Skolarus
"O czym śpiewają ptaki?"
Wśród łąk zielonych, między lasami, koło gór wielkich, latały kolorowe ptaszęta. Mysikrólik mały, orzeł przedni wielki, sokół wędrowny szybki. Wszystkie latały i wszystkie śpiewały. Wśród lasów zielonych, połonin suchych latają majestatyczne ptaki. Pod nimi niedźwiedzie giną, a one wznoszą się lekko, niby bezpieczne?
Lecz co to ?! Samolot przeleciał nisko, klucz gęsi potrącając. Ptaki lądują, huk dubeltówki, martwe padają. W zaroślach głuszec swą pieśń godową rozpoczyna, ale i on schwytany w sidła. Tymczasem gdzieś wysoko orzeł szybuje i śpiewa.
?Było ich wiele, cztery zostały. Były to orły piękne, przednimi zwane. W Tatrach wysokich jaja składały. Lecz człowiek wytępił je z tej ziemi, pióra do kapelusza później wkładając. Czemu? Nie wie nikt. Ktoś mówił, że orły ludzi atakują i owce jedzą, lecz to przesada??
Jeszcze gdzieś indziej wśród dziupli, lasów starych i skał wysokich, sowy żyły. Puchacz wielki, sóweczka malutka, płomykówka ruda. Część w lasach żyła, a część na skałach. Te pierwsze przetrwały, choć nieliczne. Drugie przez wspinaczy zostały częściowo zabite, częściowo spłoszone. Śpiewały one tak:
?Na skałach wysokich gniazda były. Gniazda były solidne, jaja wielkie. Ale przyszedł człowiek z linami, hakami i rakami. Zabił, podeptał, spłoszył, zhańbił ród sowi. Co za człowiek? Alpinista jakiś??
Jeszcze wyżej w słońcu letnim pomurnik i puchacz śpiewały:
?Żyłyśmy wysoko, wyżej od sów. Człowiek także pohańbił nasz ród. A jednak to nie jest jedyny nasz wróg. Sokół wędrowny szarpie ciała nasze, zabijając nas setki. Sokoły nurkują z chmur, chwytając i jedząc nasz ród. Mój ojciec zabity, matka też. Kto to zrobił? Człowiek i sokół??
Tak śpiewały szybując między chmurami, lasami, skałami, a słuchać ich nie chciał nikt..?
Antoni Cierniak
"Puchacz zwyczajny a jednak niezwyczajny"
Pewnej jesiennej nocy, obudziło mnie głośne pohukiwanie sowy. To było coś w stylu ?pu-hu?. Rozespana poczłapałam na balkon, w celu zidentyfikowania ?szkodnika?. Raptem pohukiwanie powoli ucichło. Noc była piękna, postanowiłam zostać jeszcze chwilkę na dworze. Po chwili wróciłam do mojego ciepłego łóżka. Na złość sowa, nie-sowa ponownie zaczęła swoje śpiewy. Rozzłoszczona wyszłam na balkon i dzięki światłu padającemu z mojego pokoju, kątem oka ujrzałam ogromną sowę siedzącą na drzewie. To chyba puchacz?
pomyślałam. Ptak był przepiękny, w różnych odcieniach brązu a jego dziób był szeroki i haczykowaty. A co ona ma na głowie, uszy? Nie, to sterczące pióra.
Gdy tak zachwycałam się widokiem jego pięknych skrzydeł, wręcz lśniących w ciemnościach szarobrązowych piór, jego wielkie pomarańczowe oczy skierowały się na mnie. Poczułam ukłucie niepokoju ? no bo co, skoro tak na mnie patrzy i nie ucieka to nie wiadomo, czy mnie bierze za jakąś przerośniętą sowę a może chce zaatakować? Wycofałam się chyłkiem do domu i ponownie rozpoczęły się śpiewy. Zdenerwowało mnie to, więc krzyknęłam do tej niemożliwej istoty Bożej:
- Czemu mi nie dajesz spać?!
Puchacz skierował na mnie swoje wielkie oczy i? nagle przemówił@ Przysięgam, że patrząc na mnie tymi oczyma przemówił ludzkim głosem. Było to mniej więcej tak:
- Cześć. Fajnie, że nie próbujesz mnie złapać jak inni. Kiedyś ludzie uważali, że jestem złym omenem, przynoszę nieszczęście i śmierć. Dlatego próbowano nas wytępić, nadmiernie też wycinano stare drzewa, miejsca naszych lęgowisk.
- To przykre ? stwierdziłam.
- Tak, ale na szczęście w porę zorientowali się że jest nas coraz mniej, i objęto nas ochroną. Wiesz, ze jestem prawdopodobnie największą sową świata? Moja długość ciała od dzioba do ogona wynosi 60-78 cm. Dorównuje mi jedynie puchacz japoński.
-Rzeczywiście jesteś naprawdę wielki, opowiedz coś jeszcze o sobie?
poprosiłam, zdając sobie jednocześnie sprawę, że zaczęłam rozmawiać z ptakiem.
-(Pu-hu), poluje przeważnie na niewielkie ptaki i ssaki, a czasem też na owady. W zależności od występowania i pory roku my puchacze mamy zmienne ?zwyczaje? związane z odżywianiem się.
- To jesteście mięsożerni jak większość ludzi. A gdzie mieszkasz?
- W Polsce to przeważnie: Karpaty, Sudety, Pomorze i Puszcza Białowieska. Gniazda budujemy na drzewach iglastych lub i nasady pnia w lasach podmokłych albo w górach np. w załamaniach skał. Nasze gniazda są naprawdę wygodne, zwykle wymoszczone mchem, trawą i piórami.
- A co z dziećmi, to znaczy pisklętami?
- Puchacze (Phuoo) dobierają się w pary już w grudniu i zostają razem na całe życie.
- Jakie to romantyczne, ale co z pisklętami?
- Poczekaj zaraz się dowiesz, wszystko po kolei. Jest jeden lęg w roku. Moment złożenia jaj przypada od lutego do początku kwietnia. Przeważnie mamy dwoje, troje piskląt. Pisklęta są gniazdownikami niewłaściwymi.
- Co to znaczy?
- (Pu-hu) to znaczy że nie są samodzielne, usamodzielniają się po ok. 5 miesiącach. Jesteśmy bardzo wrażliwe na hałasy, spłoszony puchacz może porzucić swój lęg, zaś zaniepokojony kłapie dziobem. W naturze puchacz żyje zazwyczaj do 20 lat, a w niewoli nawet 50 lat. Wiesz, ze samce odżywiają się najintensywniej w porach wieczornych lub o zmroku i pohukiwanie ?Pu-hu? lub? PHUoo? jest słyszane nawet do 5 km (od tego wzięła się nasza nazwa).
Na koniec puchacz zrobił swoje ?pu-hu? i mrugnął do mnie zalotnie, po czym odleciał w czeluść nocy.
- To wspaniałe! ? pomyślałam.
Chwileczkę, czy to zdarzyło się naprawdę?... czy to był tylko sen? Po tym przewróciła się na drugi bok i naciągnęłam na siebie kołdrę ponieważ poczułam przeraźliwy chłód, zresztą nic dziwnego, drzwi na balkon były otwarte?
Oliwia Kęsicka
Spotkanie z orłem
W ciepły letni dzień głuszec Tetro jak zwykle przechadzał się sam po lesie. Nie potrafił latać tak daleko i tak wysoko, jak inne ptaki, dlatego nikt nie chciał się z nim bawić. Wygrzewał się właśnie do słońca nad strumykiem, kiedy usłyszał po drugiej stronie:
-Hej Bąbel pobawimy się w chowanego ? zatrzepotał skrzydłami dzięcioł zwracając się do kolegi siedzącego na drzewie obok.
-Super! Musimy tylko? - i urwał widząc nadlatujące pleszki.
-Cześć chłopaki, co robicie? ? zaśpiewały chórem 3 pleszki.
- Zamierzamy się bawić w chowanego. Chcecie dołączyć do nas? ? zaproponował Bąbel. Pleszki aż pisnęły z radości. Na gałązce nieopodal siedziały dwie muchołówki małe, które również przyłączyły się do zabawy. Głuszec, który to obserwował również chciał się przyłączyć, jednak i tym razem, pozostałe ptaki go odtrąciły.
- Jesteś za duży, żeby się z nami bawić ? krzyczał dzięcioł.
- Nie umiesz latać, więc jak chcesz nasz szukać ? wołały, trzepiąc skrzydłami, muchołówki.
Smutny głuszec podreptał w głąb lasu, by już nie patrzyć jak wesoło bawią się inne ptaki. Człapał tak i zastanawiał się jak by to było gdyby potrafił latać. Wyobrażał sobie jak lecąc w stronę słońca kręci piruety, jak ogląda swój dom z góry, jak bawi się w chowanego z innymi ptakami. Z tej zadumy wyrwał go cichy pisk, jakby popłakiwanie. Gdy się nachylił pod kępą traw zobaczył małego ptaka - Kim on może być? Nigdy wcześniej go nie widziałem ? pomyślał Tetro.
- Nie rób mi krzywdy ? pisnął pisklak.
- Co ty tu robisz? Nigdy wcześniej cie tu nie widziałem ? powiedział głuszec.
- Jestem Falko ? mały orzeł. Dzisiaj miałem swój pierwszy lot, przez nieuwagę zahaczyłem o gałąź i spadłem tutaj. Nie wiem gdzie jestem i nie wiem jak trafić do domu ? powiedział ze smutkiem.
- Nic się nie bój. W pobliżu jest tylko jedno gniazdo orła, na wzgórzu, zaprowadzę cię tam ? wziął pisklę, położył na sowim grzbiecie i zaczął powoli maszerować w stronę wzgórza.
Ptaki bawiące się w chowanego, widząc to przerwały zabawę i zaciekawieniem patrzyły na nowego kolegę głuszca.
Hej, lecimy za nimi, tylko cicho, nie mogą nas zobaczyć ? nakazała pleszka, która była bardzo ciekawa, co stanie się dalej.
Tetro i Falko umilali sobie podróż opowiadając o swoim dotychczasowym życiu o zabawach, w które lubią się bawić, o rodzeństwie, o rodzicach. Dobrze się razem bawili. Gdy doszli na sam szczyt góry, na zboczu dostrzegli gniazdo.
- To mój dom ? ucieszył się mały orzeł ? i to moja mama ? pokazał skrzydełkiem pięknego ptaka lecącego w ich stronę. Ptaki, które leciały za nimi, aż psiknęła, gdy zobaczyły dostojnego orła witającego się ze swoim dzieckiem.
- Mamo to jest głuszec Tetro, który pomógł mi wrócić do domu.
- Bardzo Ci dziękuję za uratowanie mojego synka, jestem Ci bardzo wdzięczna. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc, nawet, gdy będzie Ci ktoś dokuczał ? mówiąc to mama-orzeł popatrzyła się w stronę drzewa, na, którym, ukrywały się śledzące ich ptaki.
Takim oto sposobem Tetro zyskał największego przyjaciela ? orła. Również inne ptaki widząc, że król ptaków przyjaźni się z głuszcem, też zapraszały go do zabawy, mimo, że dalej nie umiał latać.
Natalia Szczepaniak